Artur Maćkowiak

kup cd kup plik
 
Data wydania: październik 2013
Czas: 43:11

9 utworów zaaranżowanych na gitarę i elektronikę. Muzyka z pogranicza eksperymentu, elektroniki, wolnej improwizacji, nie pozbawiona jednak dość charakterystycznej dla Maćkowiaka melodyki.










-------------------------------------

"Model jednoosobowego zespołu na gitarę i looper nie jest niczym nowym, niemniej bydgoski muzyk wypracował w ten sposób ciekawą formułę. Balansując pomiędzy rozleniwionymi melodiami, a dźwiękowym eksperymentem nagrał płytę, której nie warto przegapić.

Choć z muzyką Artura Maćkowiaka jest mi po drodze od czasów Something Like Elvis, potrzebowałem silniejszego impulsu, aby ostatnie dokonanie gitarzysty obdarzyć należytą uwagą. W tym wypadku był to jego krakowski koncert w ramach trasy z awangardową skrzypaczką Samarą Lubelski. Niezależnie od tego, że to muzyczna partnerka Thurstona Moore'a była gwiazdą wieczoru (jej drone'owy występ był doprawdy intrygującym wydarzeniem), ten zimowy wieczór należał do muzyka z Bydgoszczy. Promując swój najnowszy album "Before the Angels Play Their Trumpets", Maćkowiak zademonstrował pokaźny wachlarz gitarowych brzmień. Oblężony armią efektów generował ogłuszające przestery, grał smyczkiem (zarówno tradycyjnym, jak i elektrycznym) oraz zapętlał kolejne frazy, budując złożone, piosenkowe struktury. Momentami mozolnie budowanym napięciem przypominał o klasyce post-rocka, innym razem kusił publiczność rozleniwioną americaną. Szukając porównań, sięgnąłbym chyba najprędzej po krążek "Mi Media Naranja" – nawet jeśli na płycie nieodżałowanego Labradford nie znalazłbym przecież takich eksperymentów z korgiem czy mocnych gitarowych sprzężeń.

Po tak udanym koncercie od razu sięgnąłem po płytę. Jak można się było spodziewać studyjna odsłona twórczości Maćkowiaka jest bardziej uporządkowana. Szczęśliwie nie oznacza to wcale rezygnacji z brzmieniowych eksperymentów i elektronicznych ornamentyki. Utwory przeważnie spełniają się jednak w nawarstwiających się powtórzeniach, które czasem przełamie jęk smyczka ("A Day with Tori Alcando") czy nieregularny hałas ("A Space Somewhere"). Nastrój, w którym skąpana jest ta płyta przybiera ciemne, mroczne barwy (np. utopione w szumach "Allow Me to Ask Why"), które okresowo rozświetla słoneczne tremolo. "Before the Angels Play Their Trumpets" wyzbywa się spektakularności i siłowości większości nowych, post-rockowych kapel. Nie ma znajdziemy tu opartych na 2-3 dźwiękach, wgniatających walców. I bardzo dobrze. W rezultacie otrzymujemy pozycję obowiązkową nie tylko dla miłośników Something Like Elvis, lecz także dla wszystkich sierot po eksperymentującym, amerykańskich post-rocku sprzed niemal dwóch dekad (Tortoise, Labradford, Füxa…).

Lada moment ukaże się nowy album Innercity Ensemble – szerokiego składu, w którym Maćkowiak występuje u boku Iwańskiego, Ziołka czy Dziubka. Tym bardziej warto sięgnąć teraz po "Before the Angels Play Their Trumpets", by przekonać się jak szeroka jest paleta dźwięków, którą operuje kompozytor. I jak naturalnie te światy u niego koegzystują."


Jan Błaszczak
www.t-mobile-music.pl

-------------------------------------

"Artur Maćkowiak kontynuuje solowy projekt, w którym jest gitarzystą, gra na syntezatorze, komponuje i produkuje. Wydana rok temu Take Away była płytą, na której dominowały pastelowe barwy i kojący nastrój. Before the angels play their trumpets przynosi materiał o zupełnie innych odcieniach.

Druga (solowa) płyta bydgoskiego muzyka to minorowe nastroje, mroczne przestrzenie, niepokój, melancholia i smutek, cofanie się w bliżej niezidentyfikowane zdarzenia z przeszłości, niepewność. Gitarzysta w umiejętny sposób prowadzi melodie, które w jego ujęciu mogą być proste lub tworzyć wielopiętrowe, koronkowe konstrukcje. Jego największym talentem jest sposób komponowania utworów na bazie prostych fraz, które wprowadzają w trans poprzez powtórzenia, jednocześnie stając się szkieletem kompozycyjnym. Na ich bazie Maćkowiak tworzy kolejne warstwy utworu: gra smyczkiem i elektronicznym smyczkiem, dodaje kontrolowane pogłosy i przestery, używa "hawajskiej" techniki pocierania metalowym przedmiotem o struny, dogrywa klawisz o brzmieniu hammondowskim, całość otula w elektroniczny ambient. Czasem loopuje gitarę trzy-, czy nawet czterokrotnie, a ponad nią unoszą się niemal metalowe riffy lub tworzy utwór stricte "elektroniczny" z śladową ilością brzmienia strun.    

Muzyka podniosła, ale intymna, kontrolowana forma przy rozchwianych emocjach. Wiele brzmień i odcieni – jeden człowiek. Ten sam poziom, co na poprzedniej płycie, choć emocjonalnie w barwie ciemnobłękitnego, późnozimowego, zamglonego nieba nocą.


Łukasz Folda
www.popupmusic.pl

-------------------------------------

"Artur Maćkowiak konsekwentnie pozostaje przy byciu samemu sobie sterem i żeglarzem. Podobnie jak na Take Away z ubiegłego roku, sam obsadza wszystkie etaty: pierwszego, drugiego i trzeciego gitarzysty. I elektronika, rzecz jasna, bo syntezator odgrywa swoją rolę. Jednak Trumpets to płyta stricte gitarowa. Pozbawiona wprawdzie elementu rytmizującego w postaci basu i perkusji, ale wciąż posługująca się rockowymi (głównie tymi z przedrostkiem „alt”) schematami, rozwijając je twórczo i wykorzystując w niebanalny sposób.

Czym byłaby muzyka rockowa bez Sonic Youth? Jedno jest pewne – nie byłoby w niej Artura Maćkowiaka. Nie próbuję tu w żadnym wypadku stawiać muzyka w roli naśladowcy Thurstona Moore’a i spółki, ale nie da się uciec od pewnych skojarzeń. Jednak Maćkowiak jest na tyle dojrzałym artystą, by tych inspiracji użyć jako trampoliny do własnych poszukiwań.

Album jest z jednej strony kojący i łagodny – raz melancholijny, raz ujmująco ciepły (The Sound Of The Wind Can Speak, My Arms Are Travelling With My Heart), z drugiej potrafi zaatakować agresywnym akordem przesterowanej gitary (A Space Somewhere, A Day With Tori Alcando) czy szorstką elektroniką (New Silence). Choć kompozycje zlewają się w jeden senny pejzaż, nie brakuje w nim wyrw i akcentów burzowych. To znakomity kontemplacyjny zestaw, przy tym pozbawiony pretensjonalności awangardy i dość łatwy – przy odrobinie skupienia – w odbiorze."


www.wearefrompoland.blogspot.com

-------------------------------------

"Tu z kolei trąbek nie ma, za to mnóstwo gitary. No i zaskoczenie byłoby może i pełne, gdyby nie recenzowana tu dwa lata temu płyta „Pot One Tea”. Czy dobrze wróżąca „Take Away”, solówka znanego z Something Like Elvis i Potty Umbrella gitarzysty Artura Maćkowiaka. Kolejna już – „Before…” – to płyta, na której jego instrument nigdy nie będzie brzmiał nudno – od eksperymentalnych peregrynacji („New Silence”), przez liczne zapętlenia, po surfowe motywy z „My Arms Are Taveling with My Heart” – Maćkowiak ma totalne panowanie nad materią i jedyną przeciągniętą rzeczą na jego płycie bywają tytuły utworów. A jedyną szarą i bezbarwną jest minimalistyczna okładka."


Bartek Chaciński
www.polifonia.blog.polityka.pl

-------------------------------------
 

Ein reines Akustikalbum präsentiert Artur Maćkowiak, sonst Gitarrist bei Something Like Elvis und Potty Umbrella, mit Before the angels play their trumpets, das irgendwo zwischen Shoegaze und Postrock einzuordnen ist und gleichzeitig immer wieder in experimentelle Gefilde abschweift. Was auffällt, ist dabei die zielsichere Herangehensweise – trotz aller Improvisation, die das komplette Album durchzieht und mal in jazzige, mal fast in folkloristische Gefilde abdriftet. Alles durchzieht letztendlich aber eine sehr warme und organische Grundstimmung, egal ob nun repetitive Passagen zu hören sind oder solche, die an Jam-Sessions erinnern.

Die Frage ist, wie man bei einem solchen Album überhaupt auf einzelne Stücke eingehen soll, denn fast jedes Stück ist aufgebaut wie ein Raum aus Mosaiken und Ornamenten, die miteinander Verbindungen eingehen und je nach Betrachtungsweise neue Eindrücke gewinnen lassen, einen teilweise die Orientierung verlieren und dennoch erkennen lassen, dass hinter allem ein Muster steckt, das man aber erstmal entdecken muss.

Before the angels play their trumpets wird so zu einem durchaus sympathischen Vertreter des Genres. Nichts außergewöhnliches, aber für Fans definitiv ein Album, auf dem es mehrere Schätze zu bergen gibt.
 

Tristan Osterfeld
www.alternativmusik.de